Temat aktualnej, osiemnastej już edycji FKB bardzo mnie ucieszył, ponieważ idealnie współgrał z tym co zaplanowałem dla siebie na miesiąc luty - tym planem był Frostgrave. Dziękuję zatem gospodarzom, czyli Tabletop bastards za pomysł, czyli: pupila :)
Tym
razem wpis jest nieco nietypowy, ponieważ zaczyna się od krótkiego tekstu, który w
zamyśle ma wprowadzić nieco napięcia przed pokazaniem samego pupila. Jeśli ktoś nie ma
cierpliwości czy ochoty, to od razu zapraszam do dalszej części i oglądania fotografii.
TEN JEDEN BŁĄD
Klaus Venniger był zawodowym złodziejem.
Kiedyś.
Teraz był tylko kawałem umierającego mięsa, posieczonym i strzaskanym
niczym krucha gałązka. W krótkich chwilach bolesnej przytomności na zmianę
mamrotał dawno zapomniane modlitwy i przeklinał Czarodzieja oraz dzień, w
którym go spotkał. Dawno temu, zanim powiesili go za kradzieże, jego ojciec
powiedział mu:
„Unikaj magów,
bo przystawanie z nimi przynosi pecha, i nigdy nie bierz roboty, za która ktoś
chce ci zapłacić więcej niż jest warta, bo to pułapka.”
Aż do wczoraj trzymał się tych zasad i może nie przyniosło mu to
bogactwa, ale przynajmniej zapewniło życie, czego nie można było powiedzieć o
kilku ryzykantach, jakich swego czasu mienił swoimi towarzyszami. Wczoraj
złamał obie reguły i oto leży tutaj nieruchomy i pewnie umierający, mamrocząc
modlitwy oraz klątwy.
Pokusa złota była jednak zbyt silna. W ciemnym kącie obskurnej oberży,
nad kielichem najdroższego tamtejszego wina, przyjął lśniące monety i zawarł
kontrakt z człowiekiem, który wyglądał bardziej jak wędrowny rzemieślnik niż
czarodziej.
Mieli tylko udać się w pewne nieodległe miejsce. Nie po to by walczyć,
lecz by odszukać jakieś zagubione księgi. Dużą grupą i tylko na same obrzeża
tego cholernego, upadłego przed wiekami miasta. Było ich ośmiu, a wśród nich
czarodziej, więc cóż mogło się stać? Tylko jeden dzień i trzos złota, jakiego
nigdy wcześniej nie trzymał w dłoni, miał stać się jego własnością. Szybka,
krótka i czysta robota. Bezpieczna. Akurat.
Rychło wszyscy przypomnieli sobie tą wymawianą zlęknionym szeptem nazwę.
Mroźny Grób.
To cholerne Miasto, zimne cmentarzysko, postanowiło wziąć swoją daninę.
Klaus był zawsze bystry i czujny, nie pamiętał już kiedy ostatni raz
jakikolwiek człowiek zdołał go zaskoczyć. Tylko że to, co wyskoczyło spod
zwałów śniegu, wielkie i ciche jak sama śmierć, nigdy nie było człowiekiem. Nim Klaus
zdołał choćby mrugnąć, głowa Rainera, wysokiego i chudego jak tyczka kusznika,
pękła niby rozbijane jajo. Hanes, który twierdził, że jest rycerzem, zdołał
nawet unieść swoją pordzewiałą tarczę i zastawić się mieczem, nim cios
muskularnej łapy po prostu zmiótł go ze śnieżki, którą kroczyli. Klaus zakręcił
się na pięcie i uskoczył w bok … wprost na drugą istotę czyhającą z tej strony.
A potem była już tylko krwawa mgła i zimne objęcie miękkiego śniegu.
Gdzieś z oddali niosły się krzyki, a mrok rozdarł pojedynczy błękitny rozbłysk
napełniając powietrze zapachem ozonu. I cisza.
Z pobojowiska zniósł go pomocnik maga, potężny ponurak o płaskiej twarzy
okolonej wąskim wianuszkiem rzadkiego zarostu. Klaus nie był w stanie unieść
głowy, kiwany nierównym rytmem kroku chłopaka widział jednak swoje potrzaskane
i zakrwawione ciało, rozdarte ubranie i nogi sterczące pod dziwnymi kątami. Ból
był jednak nieobecny, zaledwie pulsował gdzieś w oddali. Jeśli to było
umieranie, to nie wyglądało wcale tak strasznie.
Tracił i odzyskiwał przytomność, a
ból powoli obejmował go swymi bezlitosnymi szponami. Wciąż jednak żył i
pocieszał się, że przecież czarodziej nie po to kazał go wynieść z pobojowiska, by
teraz pozwolić mu umrzeć. Czasem widział jego skupioną, posieczoną zmarszczkami
twarz, gdy pochylał się nad nim trzymając w rękach jakieś dziwne instrumenty
medyczne. Potem na powrót zapadał w ciemność, tylko trochę mniej bolesną i
wypełnioną krzykami - być może jego własnymi.
Gdy ocknął się po raz kolejny ból zniknął całkowicie, w głowie czuł
jednak straszny zamęt, jakby setki spłoszonych myśli, których nie mógł
dokładnie rozpoznać, tłoczyło się pod jego czaszką w oczekiwaniu na coś
nieodgadnionego. Wstał i ze zdziwieniem spojrzał na strój w jaki odział go
czarodziej. Jego stare ubranie, zapewne zniszczone i unurzane we krwi,
zniknęło, w zamian miał na sobie lśniącą zbroję pokrywającą całe ciało. Kilka
razy zwinął dłoń w pięść i rozprostował, rękawica sprawiała jednak, że ręka poruszała się niezgrabnie i obco. Próbował ją zdjąć, jednak nie widział
żadnych sprzączek czy zatrzasków, więc w końcu zaczął ją po prostu zdzierać.
Uderzał, szarpał tak długo i zapamiętale, aż pancerna rękawica odpadła i z
metalicznym brzękiem potoczyła się po posadzce. Nic nie rozumiejąc uniósł
przed oczy opancerzone przedramię, z niedowierzaniem wpatrując się w ziejący
pustką otwór. Tysiące skłębionych myśli, wciąż niewyraźnych i nieostrych, ale
jednocześnie jakby odległych, galopowało mu w głowie:
„Nie rozumiem … gdzie jest moja ręka…
przecież mogłem zaciskać te palce … cóż to za nowa diabelska sztuczka … zabije
tego czarodziejskiego sukinsyna”
Klaus Venniger, złodziej od 13 lat, zawodowy oszust i okazjonalny
morderca, w nagłym przebłysku zrozumienia, ostrym i obcym niczym cudza myśl
wetknięta brutalnie w jego własny umysł, pojął czym się stał. Wiedział co
potrafi czarodziej i widział rzeczy, od których zimno przebiegało mu po krzyżu.
Przypomniał sobie małą drewnianą laleczkę, która biegała po stole, gdy obydwaj
rozmawiali w oberży ustalając warunki kontraktu, a o której woła myśleć, że
jest tylko zręczną prestidigitatorska sztuczką czarodzieja.
Zrozumiał i zaczął krzyczeć bezgłośnym wrzaskiem istoty, która nigdy nie
wypowie nawet jednego słowa.
KONIEC
Przedstawiam niniejszym kolejny nabytek do mojej bandy Frostgrave, czyli pupila w postaci medium construct (golem) – jestem silnie zdeterminowany, aby trafił do bandy przy pierwszej nadarzającej
się okazji (tzn. jak tylko uda się rzut J
Frostgrave Medium Construct |
Mam
nadzieje, że niegdysiejszy Klaus odnajdzie się w nowej roli.
Niestety z
powodu moich kiepskich umiejętności i słabego sprzętu wiele niuansów nie jest
na fotografiach widocznych, a szkoda bo uważam, ze to mój najlepszy
dotychczasowy metalik. Sama miniaturka to wytwór Gamezone, który przeleżał lata
na dnie szafy. Drugi model z tego blistera również pojawi się na blogu w ramach
malunków do Frostgrave, choć planuję dla niego inna rolę.
A tutaj jego pan
i twórca oraz zarazem dowódca bandy: Grimwald the Enchanter:
Frostgrave Enchanter |
i panowie razem:
Elegancki pupil. Wyszedł w kolorze Iron Golema z Heroesa II :-)
OdpowiedzUsuńPomysłowo i ładnie. Bardzo fajny kolor pancerza. Figurka i jej historia kojarzy mi się trochę z Fullmetal Alchemistem :)
OdpowiedzUsuńDzięki. FA nie znam, ale zerknąłem na szybko do wujka gugla i już wiem o co biega :)
UsuńExtra ! bardzo podoba mi się ten pancerz. No i ten bieszczadzki góral wyszedł przednio ! :)
OdpowiedzUsuńBieszczadzki góral, dobre :) Coś w tym jest, bo wygląd ma mało czarodziejski. Dzięki.
UsuńGenialny kolor blach! Ale najbardziej podobają mi się oczy golema:)Fantastyczne!
OdpowiedzUsuńDzięki, nad blachami posiedziałem sporo. Z oczu też jestem zadowolony :)
UsuńPodpisuję się obiema rękami. I blachy, i oczy wyglądają obłędnie.
UsuńDziękuję za docenienie wysiłku :)
UsuńSuper klimaciarskie opowiadanie i super klimaciarski ludek!
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa! To zawsze inspiruje do dalszej pracy :)
UsuńFigurkę podziwiałem niemal jako pierwszy, ale opowiadanie dopiero dzisiaj miałem czas przeczytać. Świetnie napisane! Pisz więcej! :-)
OdpowiedzUsuńDzięki, w takim razie zabieram się do roboty :) Jak Ci się spodobał, to możesz spróbować w wolnej chwili moich nieco dłuższych opowiadań w zakładce opowiadania - są tam cztery teksty z Warhammerowego End Times (w razie czego polecam wedle kolejnośći I-IV):)
UsuńHistoria którą napisałeś jest rewelacyjna a golem niszczy system!
OdpowiedzUsuńDziękuję za uznanie!
UsuńMalujesz bardzo fajne modele, genialnie pomalowany został Pan Dietreich z poprzedniego postu (własnie zastanawiam się co fajnego zrobiłeś z tą latarenką, że tak ładnie odcina się od kolorów reszty figurki). Cudowanie bawisz się szczegółami - Pan Grimwald ma niesamowicie dopracowany młot bojowy, urzeka szczególnie Cieniowanie metaliku (wyszło takie zgrabne zadymienie). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za taki rozbudowany i miły komentarz - zwłaszcza spod ręki tak wytrawnego malarza.
UsuńCo do latarenki to światło bylo malowane poprzez sukcesywne washe w liczbi około 6-7 od pomarańczowe, przez dwa żółte, mieszanki do punktowo wpuszczanej niewielkiej ilości bieli (czasochłonne niestety). Nad młotem faktycznie trochę posiedziałem :)